Porwane. Boko Haram i terror w sercu Afryki [recenzja]
Im więcej czytam, tym bardziej się cieszę, że urodziłam się jako kobieta w Polsce. Jestem muzułmanką, fascynuje mnie kultura krajów arabskich, a mimo tego jestem ogromnie wdzięczna, że nie pochodzę z żadnego z nich. Ostatecznie upewniła mnie w tym przekonaniu lektura reportażu Honor. Opowieść ojca, który zabił własną córkę. W Nigerii jednak nie chciałabym się urodzić nawet jako mężczyzna, bo na niektórych jej obszarach gwarantowałoby to śmierć.
Jedno z najbardziej przerażających i zarazem tajemniczych ugrupowań terrorystycznych współczesnego świata, którego siedziba mieści się w nigeryjskim lesie. Co najmniej kilkanaście tysięcy bojowników. Co najmniej kilka tysięcy kobiet – uprowadzonych, głodzonych, maltretowanych, gwałconych, wydawanych za mąż wbrew swojej woli i szkolonych do zamachów samobójczych.
Początkowo trochę bez przekonania sięgnęłam po reportaż Wolfganga Bauera Porwane. Boko Haram i terror w sercu Afryki, przeczytałam go jednak z zapartym tchem w jedno popołudnie. Mrożący krew w żyłach, przyprawiający o dreszcze, pełen faktów i dramatycznych historii. Książka, której nie da się zapomnieć, historie, które wybrzmiewają echem w głowie i fotografie, które wryły się w pamięć.
Jeżeli lubisz literaturę faktu, zajrzyj na listę reportaży, które polecam.
Jedna wielka niewiadoma
Boko Haram to ugrupowanie terrorystyczne, które trafia na czołówki europejskich gazet szczególnie wtedy, gdy dokonują porwań dziewczynek i kobiet z lokalnych wiosek i szkół w Nigerii. Powiązana z Daesh organizacja, której nazwa bywa interpretowana jako “Książki to grzech” czy “Zakazać zachodniej oświaty” sieje spustoszenie w Nigerii od blisko 20 lat. Jej ofiarami padło niemal 30 tysięcy osób.
O Boko Haram wiadomo mniej niż o reżimie Korei Północnej.
Pomimo niemal dwóch dekad działalności, o Boko Haram wiemy stosunkowo niewiele. W 2015 roku Amnesty International szacowało, że do organizacji przynależeć może około 15 tysięcy osób, zastrzegając przy tym, że liczby najprawdopodobniej są znacznie większe. Wiemy, kto jest liderem ugrupowania, chociaż pojawiają się wątpliwości, czy aby na pewno nadal żyje. Domyślamy się, jaka jest jego struktura.
Idealna książka dla tych, którzy wiedzą niewiele
Więcej nie wiemy, niż wiemy na temat Boko Haram i niespecjalnie staramy się dowiedzieć. W końcu działa ono gdzieś tam, w odległej Afryce i bezpośrednio nam nie zagraża. Sama też się nie interesowałam, mimo że nazwa obiła mi się o uszy. Po lekturze Porwanych interesować będę się zdecydowanie bardziej, bo nie tylko poznałam historię, o której nie miałam pojęcia, ale przede wszystkim Bauer uwrażliwił mnie na znaczenie tego, co dzieje się w odległych zakątkach świata.
Jeśli przymykamy oczy na czyjąś przelewaną krew, wkrótce będziemy patrzeć na własną.
Porwane, zapewne przejmującą fotografią na okładce, zaintrygowały mnie na tyle, że zdecydowałam się przeczytać tę książkę i nie żałuję. To idealna pozycja dla tych, którzy o Boko Haram wiedzą tyle, że istnieje. Pomiędzy relacje kobiet, którym udało się uciec z piekła zgotowanego im przez terrorystów, Bauer wplata historię i fakty związane z powstaniem i działalnością Boko Haram.
(…) relacje dokumentują niewyobrażalne zbrodnie i dają wgląd w życie wewnętrzne organizacji, która w ostatnich latach zamordowała więcej ludzi, niż Państwo Islamskie. Jest tak bestialska, a tak mało o niej wiemy.
Ta książka to idealny punkt wyjścia, by zdecydować, czy chcemy wiedzieć więcej i szukać dodatkowych informacji.
Korupcja i słabość, które rodzą przemoc
Terroryzm nie bierze się z powierza. Nie bierze się także z religii – ta, w karykaturalnej wersji, stanowi raczej wygodną wymówkę. Terroryzm bierze się z chorych umysłów, których system nie jest w stanie dostatecznie wcześnie zidentyfikować i wyłapać.
Organizacja rośnie w siłę dzięki słabości państwa, które zwalcza. Im słabsze państwo, tym silniejsza sekta.
Bauer bardzo dobitnie i w niezwykle konkretny sposób wylicza problemy, które umożliwiły powstanie Boko Haram i utrudniły walkę z tym ugrupowaniem. To niezwykle cenna perspektywa dla osób, które o polityce regiony wiedzą niewiele. To także perspektywa, która wzbudza ogromny gniew – ilu tragedii można by uniknąć, ile osób nadal by żyło, gdyby nie wewnętrzne zawirowania w Nigerii.
To, co zaczęło się od niewielkiej grupy modlitewnej, rozwinęło się w silną armię, wedle szacunków liczącą pięćdziesiąt tysięcy zbrojnych. Ucieka przed nią ponad siedem milionów ludzi. Wiele tysięcy popadło w niewolę. Wedle danych rządowych zginęło dotychczas dwadzieścia tysięcy osób, ale w tym konflikcie większości zabitych i tak się nie liczy.
Kobiety, czyli główne ofiary Boko Haram
Podczas wszystkich wojen i konfliktów o właśnie kobiety cierpią najbardziej i ich cierpienie często przyjmuje bardzo rzeczywiste formy. Porywane. Muzułmanki zmuszane do przyjęcia karykaturalnej wersji islamu. Wszystkie inne zmuszane do porzucenia swojej religii.
Wszystkich zmusili do nawrócenia się na islam, także tych, którzy byli muzułmanami. Wasz islam nie jest naszym islamem, ogłosił jeden z emirów.
Głodzone, przetrzymywane w uwłaczających ludzkiej godności warunkach. Wydawane za mąż wbrew swojej woli lub szkolone na zamachowczynie-samobójczynie.
Niewolnictwo to fundament, na którym Boko Haram opiera swoje panowanie. Sekta zmusza młodych mężczyzn do służby pod bronią i wydaje za mąż młode kobiety, starsze wykorzystując jako niewolniczą siłę roboczą. (…) Dla dziewcząt wybranych do przeprowadzania zamachów samobójczych tworzy się oddzielne centra szkoleniowe.
Ucieczka, która nie kończy piekła
Będąc kobietą, nie jest ławo czytać o zbrodniach i upokorzeniach dokonywanych na innych kobietach. Bite, poniżane, zabijane w bestialski sposób. Manipulowane, skłonne zrobić wszystko, byle tylko przerwać. Gwałcone grupowo. Wydawane za mąż wbrew własnej woli. Maltretowane i gwałcone przez “mężów”. Zmuszane do trwania przy tyranach, o których sama myśl budzi przerażenie.
(…) Ten, za którego wydali mnie w lesie. Groził, że mnie zabije, jeśli ucieknę. Widziałam, jak zabija. Byłam przy tym, jak zabili w obozie pięcioro więźniów. (…) Zakopali ich po głowy w ziemi, a potem kamienowali. Mężczyznom zawiązali oczy, kobietom nie. Kobiety umarły szybko. U mężczyzn trwało to dłużej. Jednemu pękła czaszka, widać było mózg.
Tragedie wielu kobiet nie zakończyły się wraz z ucieczką. Wiele z nich będąc w niewoli, zaszło w ciążę, nosząc w sobie, rodząc i wychowując dzieci, które nieustannie przypominały im o dramacie, którego doświadczyły. Dzieci, które są przyczyną wykluczenia społecznego – bo to dzieci Boko Haram. Dzieci, których często same nienawidzą.
Często na niego patrzę i myślę, że powinnam coś czuć. Ale nic nie czuję. Powinnam była go zabić.
To nie jest opowieść o Boko Haram
Porwane, to nie opowieść o Boko Haram, a o jego ofiarach. Kobietach, których życie na zawsze zostało naznaczone niewolą, głodem, gwałtami, torturami i walką o przetrwanie. O mężczyznach, którzy nie mają głosu, bo byli z miejsca zabijani. O rozbitych rodzinach i próbach funkcjonowania na nowo.
Narracja Bauera bardzo przypomina tę stosowaną przez Tochmana. Pozornie spokojna opowieść i suche fakty. Po tych następuje zdanie, przez które traci się oddech, przez które trudno się pozbierać. To nie jest łatwa lektura, bo opowiada historię tak brutalną, że aż trudno uwierzyć, że rzeczywistą.
Ogromnie poruszające w tym reportażu są fotografie przedstawiające kobiety, które przerwały. Ich twarze zdają się opowiadać historię znacznie głębszą niż przedstawiona w ich świadectwach. Sprawiają, że to, co czytamy, przestaje być pustymi słowami, a staje się opowieściami realnych osób.
Porwane to książka, którą nie tylko warto przeczytać. To książka, którą powinno się przeczytać choćby po to, by pamięć o ofiarach trwała, by nie żyć w ignorancji. Po to, by uwrażliwić się na los dziesiątek tysięcy osób, które być może żyją w odległej Afryce, mają inny kolor skóry, wyznają inną religię, a jednak czują tak samo, jak my i doświadczyły dramatów, które nie powinny mieć prawa się wydarzyć.