Mogę wierzyć i dać żyć innym, czyli kilka słów o aborcji i religii
Pamiętam taką scenę – byłam na Wyspach Kanaryjskich i poszłam do restauracji zlokalizowanej bezpośrednio przy plaży. Uwielbiam takie miejsca, gdzie mogę rozkoszować się szumem oceanu. Miałam na sobie obszerną, długą, czarną abaję i hidżab, a nieopodal mojego stolika jakaś kobieta opalała się topless. Czy podobało mi się to, co robiła? Nie. Czy miałam ochotę oglądać jej nagi biust? Nie. Czy jej się podobała moja czarna abaja? Strzelam, że też nie. Czy w jakikolwiek sposób negatywnie ją oceniałam? Też nie.
Moje prawa kończą się tam, gdzie zaczynają się Twoje
Nie patrzyłam na tę kobietę z pogardą czy nienawiścią. Ona zwyczajnie miała prawo robić to, na co ma ochotę i w żaden sposób mnie to nie dotyczyło. To nie znaczy, że muszę temu przyklasnąć. To znaczy, że powinnam to zwyczajnie akceptować. Przeniosłam wzrok w inne miejsce i po problemie.
Trywialna historyjka dotycząca takiej błahostki jak strój? Być może taką ona jest dla części osób. Dla mnie ma jednak wymiar symboliczny, pokazujący, że koegzystencja możliwa jest na każdym poziomie. Bo moje przekonania są tylko moje, a Twoje tylko Twoje. Możemy nimi żyć i równocześnie nie narzucać ich innym ludziom.
Bo w mojej religii….
W mojej religii aborcja jest bezwzględnie dozwolona, gdy zagrożone jest życie lub zdrowie matki. W przypadku ciężkich wad płodu aborcja jest dozwolona w ciągu pierwszych 120 dni. Ciążę można także przerwać w ciągu 40 dni, jeżeli miałoby to zapobiec krzywdzie lub służyć uzasadnionemu celowi. Ostatnia kwestia jest dość mglista i różnie interpretowana, ale nie szczegóły są tutaj istotne. Jedno jest pewne – w islamie aborcja na życzenie nie jest dozwolona.
Czy zasady mojej religii mają dla Ciebie inne znaczenie, niż zwyczajnie służą jako ciekawostka? Zaryzykuję stwierdzenie, że nie. Bo moja religia jest tylko moja i regulacje, które w niej obowiązują, dotyczą tylko mnie, bo takiego właśnie dokonałam wyboru. Co więcej, to czy i w jakim zakresie stosuję się do tych zasad, zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Trudno, żebym w takiej sytuacji oczekiwała, że ktoś inny będzie podążał za wytycznymi, które wynikają z religii, którą ja wyznaję.
Jeżeli jesteś osobą religijną…
Jeżeli jesteś osobą religijną i wierzysz w Boga, zapewne wiesz, że to Bóg będzie nas osądzał. Że my nie mamy prawa oceniać wyborów innych osób, szczególnie że nie mamy możliwości poznać ich kontekstu. Każde z nas jest zobowiązane do przestrzegania zasad religijnych i będziemy odpowiadać za swoje czyny – nie za cudze.
Jeżeli jesteś osobą religijną, zapewne wiesz, czym jest miłość do bliźniego. To także tolerancja, wyrozumiałość i akceptacja. To brak przemocy, także słownej. To szacunek do tego, że ktoś może podążać inną drogą, nawet jeżeli uznajesz ją za niewłaściwą.
Poprowadźmy rozmowę w inny sposób
Rozumiem przekonanie o świętości życia. Rozumiem osoby, które nigdy nie zdecydowałyby się na aborcję. Chęć donoszenia ciąży w przypadku zagrożenia własnego życia lub zdrowia albo w obliczu ciężkiej wady płodu jest decyzją, do której każdy ma prawo. Chciałabym, aby osoba, która taką decyzję podejmuje, otrzymała niezbędne wsparcie medyczne, psychologiczne i materialne. Chciałabym, żeby oszczędzono jej walki o przetrwanie i umożliwiono skupienie się na dziecku. Czy to jest bohaterstwo? Nie wiem. Wiem, że jest to decyzja, do której prawo ma każda osoba w ciąży.
Chciałabym też, żeby każda osoba, która wie, że ciąża z jakiegokolwiek powodu ją przerasta, miała możliwość ją przerwać. Nie wierzę w wartościowanie powodów aborcji – nie ma lepszych i gorszych. Czy fakt, że tak uważam, w jakikolwiek sposób wpływa na Twoją religijność? Na to, w jaki sposób praktykujesz religię?
Zastanów się, czy masz prawo
Wierzę, że są osoby, które cudza decyzja o aborcji może boleć. Czy jednak rozwiązaniem jest zmuszenie kogokolwiek do ciąży? Do porodu? Do stawania w obliczu niechcianej decyzji o tym, czy zatrzymać dziecko, czy oddać je do adopcji? Czy mamy prawo zmuszać jakąkolwiek kobietę do cierpienia spowodowanego oddaniem dziecka, do którego zapewne w jakiś sposób zdążyła się przywiązać? Czy uważasz, że to w porządku, by skazywać inną osobę na ciągłe poświęcenia wynikające z posiadania dziecka, którego wcale nie chciała? W końcu – czy jesteś sobie w stanie wyobrazić ból dziecka, które nie dostaje dostatecznie dużo miłości i jest w stanie wyczuć, że nie było chciane?
Zacznijmy gdzieś indziej
Nie popieram aborcji. Popieram prawo wyboru. Popieram kobiety, które walczą o lepszy byt dla siebie i swoich chorych dzieci. Dlaczego, gdy w kontekście religii rozmawiamy o ochronie życia, nie mówimy zbyt wiele o godności i życiu tych, którzy już na tym świecie są?
Chciałabym, żebyśmy wszyscy zadbali o kobiety, które decydują się urodzić chore dzieci. Które decydują się urodzić, mimo że ciąża nie była planowana.
Ciąża i macierzyństwo nie powinny być karą za seks. Bez względu na to, jakie mamy poglądy, powinnyśmy mieć prawo komfortowego wyboru. Wyboru pozbawionego osądzania i strachu przed tym, czy uda się związać koniec z końcem.
Moja religia, moje prawo do aborcji
Żyję w kraju, w którym mam prawo do aborcji na życzenie do 12 tygodnia ciąży, a trwają prace nad wydłużeniem tego okresu o kolejne 2 tygodnie. Moja religia takiego prawa nie przewiduje. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym zaszła w nieplanowaną ciążę, być może podążyłabym za tym, co nakazuje moja wiara. Wiem jednak, że każda kobieta może tutaj podjąć decyzję zgodną z jej przekonaniami – tak wynikającymi z religii, jak i wszystkimi innymi.
Religia powinna być tam, gdzie jej miejsce – w kościołach, synagogach, meczetach i w innych świątyniach. W naszych domach i w sercach. Nie zgadzam się na wypieranie religijności z ludzi, bo każdy i każda z nas powinna mieć prawo praktykować dokładnie tak, jak uważa za słuszne. Popieram za to wypieranie religii z polityki, bo prawo powinno być dla nas wszystkich, bez względu na wyznanie i przekonania.