Sahara Zachodnia
Sahara Zachodnia

Powiedzieli: siadaj na butelce, albo Cię na nią nabijemy

Czasami przeżywam chwile załamania, gdy wracam wspomnieniami do Sahary Zachodniej. Budzę się w nocy i nie mogę spać. W uszach dzwonią mi słowa i krzyki, a przed oczami stają obrazy z demonstracji.

Jest tyle rzeczy, o których chciałabym opowiedzieć, a ciągle brakuje mi słów. Ciągle nie potrafię się przełamać, żeby napisać o tym, jak znajoma mówiła o byciu molestowaną przez policję, o dziewczynie, którą policjanci zgarnęli z ulicy i grupowo gwałcili przez całą noc, o jej bracie, który został zamordowany, ani o tym, jak ubrana w melhfę byłam wśród Sahrawi i widziałam na własne oczy, jak policja katuje młodego chłopaka.

Milczenie to egoizm

Pisząc te słowa, sama nie dowierzam. Nadal nie dociera do mnie, że ja to naprawdę przeżyłam, naprawdę widziałam. Brzmi surrealistycznie, brzmi jak scenariusz filmu, a nie życie 28-letniej kobiety.

Jakkolwiek mówienie o tym jest trudne, milczenie jest egoistyczne. Wróciłam do Europy, jestem bezpieczna, podczas gdy setki tysięcy Saharyjczyków żyje na wygnaniu lub pod brutalną okupacją. O tym, co dzieje się w Saharze Zachodniej i na czym polega konflikt, pisałam już tutaj. Tym razem pora na moje wspomnienia. Opowiedzenie o tym, co widziałam i słyszałam, to jedyne co mogę dla tych ludzi zrobić.

Yasmin, która przeżyła piekło

Po lekturze reportażu Wszystkie Ziarna Piasku nie mogłam dojść do siebie. Nie byłam w stanie czytać tej książki, nie robiąc przerw na złapanie oddechu. Niewyobrażalnymi były dla mnie słowa tam zapisane. Nie mieściło mi się w głowie, że na ulicach miasta, w którym mieszkam, dzieją się takie rzeczy. Wydawało mi się, że to przesada, pogoń za sensacją. Musiałam o tym porozmawiać z kimś, kto wie najlepiej, dla kogo Laayoune jest domem.

Przypomniałam sobie o Saharyjce Yasmin, którą poznałam jakiś czas temu i kurtuazyjnie spotykałam się z nią raz na jakiś czas. Odszukałam jej numer telefonu i umówiłyśmy się na wieczorne wyjście do McDonald’s.

McDonald’s ma w okupowanym Laayoune dziwny status. Z jednej strony wyznacza status społeczny, bo zestaw dla dwóch osób pochłania 1/10 kwoty, którą przeciętna rodzina ma na utrzymanie przez miesiąc. Z drugiej strony McDonald’s Maroc to taka zadra, która przypomina o tym, kto tu rządzi, że ciągle jesteśmy pod zaborem.

Gdy po raz pierwszy zdobyłam się na odwagę, żeby zapytać

Przyjemna wieczorna bryza daje cudowną ulgę po całym dniu upałów. Wiatr igra z kolorową melhfą Yasmin, która kokieteryjnie poprawia opadającą z włosów chustę. Cały czas chodzi mi po głowie pytanie, które chciałabym zadać, a które samo w sobie jest niebezpieczne. Znamy się niemal rok, ale widywałyśmy się sporadycznie, dopiero niedawno nawiązując wątłą nić porozumienia.

Niepewnie i z ogromną rozwagą wypowiadam kolejne słowa, cały czas się asekurując. „Chciałam Cię o coś zapytać, ale jeśli nie chcesz odpowiedzieć, to zapomnij, wiem, że to trudny temat. Po prostu chciałabym, żebyś wiedziała, że wiem, co tutaj się dzieje i jestem po Waszej stronie” Nie spuszcza ze mnie czujnego wzroku, niepewna jak zareagować. Zanim wypowiem kolejne słowa wyławiam, wzrokiem ochroniarzy i policjanta, oceniając odległość, upewniając się, że nas nie usłyszą. „Czy Twoja rodzina była w Gdeim Izik?”. Wykrztusiłam to i teraz pozostaje mi obserwować zaskoczenie malujące się na jej twarzy. Tego się nie spodziewała, a ja tylko strzelam, że jej rodzina nie należy do tych, którzy wspierają marokański reżim.

Tak, byli. Ale ja w tym czasie byłam w Marrakeszu, na studiach.

Głośno przełyka ślinę i dzieje się coś niespodziewanego. Jej twarz przybiera wyraz, który napełnia mnie niepokojem, a potoku słów nic nie może zatrzymać.

Zgarnęli mnie z ulicy, nie wiedziałam, co się dzieje. Nie wiedziałam, że w nocy rozgromili Gdeim Izik. Szłam na zajęcia, a policja po prostu mnie zabrała. Uderzyli mnie i wepchnęli do samochodu, w którym było kilkoro innych Saharyjczyków. Byli wściekli, nawet się z nas nie wyśmiewali, a zwykle to robią. Powiedzieli tylko, że pożałujemy.

Nie wiedziałam, co się dzieje, nie wiedziałam, dlaczego mi to robią. Gdy zaczęłam płakać, jeden z nich złapał mnie za włosy i uderzył moją głową o ścianę samochodu. Zaczęli łapać za piersi dziewczynę, która siedziała obok mnie i zdzierali z niej melhfę. Ona tak strasznie krzyczała i my też, ale oni mieli broń. Wywlekli nas na posterunek, a tam było ich tak wielu…

Nigdy chyba tak bardzo nie żałowałam tego, że się odezwałam

Czuję, jak krew odpływa mi z twarzy. Dudniąca w tle muzyka staje się dziwnie przytłumiona, jakbym nie przetwarzała bodźców zewnętrznych. Inaczej jest słyszeć historie o tym, że gdzieś, kiedyś skrzywdzono jakąś anonimową osobę, a inaczej rozmawiać z kimś, kto doznał krzywdy. Nie wiedziałam jak tego słuchać. Nie wiedziałam jak zareagować. Bałam się jej przerwać, chociaż jeszcze bardziej obawiałam się tego, co usłyszę dalej.

Tak strasznie się baliśmy, a oni się śmiali. Ten śmiech brzmiał tak okropnie. Gdy dziewczyna, z której wcześniej zdzierali melhfę próbowała się zasłonić, zaczęli się śmiać jeszcze bardziej i powiedzieli, że nie będzie jej potrzebna. Tak strasznie się bałam, co nam zrobią. Policja tutaj nie ma oporów. To nie są prawdziwi muzułmanie, nie wyobrażasz sobie, co nam robili…

Yasmine robi chwilę przerwy, a ja uświadamiam sobie, że przestałam oddychać. Nie jestem pewna, czy patrzy na mnie, czy utkwiła wzrok gdzieś ponad mną. Próbuję jej powiedzieć, że nie musi wracać do tych wspomnień, ale ucisza mnie gestem dłoni i mam wrażenie, że chce to z siebie wyrzucić, jakby od dawna ją zatruwało. Rozglądam się tylko dookoła i upewniam, czy nikt nas nie słyszy. Saharyjka opowiadająca Europejce o takich przeżyciach skończyłaby marnie.

Powiedzieli, że jesteśmy obrzydliwi i żaden z nich by nas nie tknął. Że brudne zwierzęta jak my, na to nie zasługują. Kazali nam się rozebrać. Próbowaliśmy uciekać, ale nie było gdzie, chłopcy próbowali nas zasłaniać, ale policjanci pobili ich pałkami. Zaczęli mówić, że jeżeli się nie rozbierzemy, to oni nam w tym pomogą. Stali i patrzyli, jak zdejmujemy z siebie ubrania. Wszyscy, dziewczyny i chłopcy. Pokazywali na nas palcami. Próbowałam się zasłonić rękami, ale jeden podszedł i chwycił za ręce, a drugi zaczął mnie bić po piersiach. Złapał mnie tak mocno i powiedział, że teraz pożałuję. Inny zaczął… wkładać mi palce… od tyłu… Innym robili to samo… Wszyscy tak strasznie krzyczeliśmy.

Nie wiesz, co to dla nas znaczy. U nas jest inaczej, u nas dziewczyny często nie wiedzą, co to jest seks. Gdy wychodzą za mąż, zaczynają panikować, płaczą w czasie nocy poślubnej, bo nie wiedzą, co się dzieje. U nas się o takich rzeczach nie rozmawia. A później… Przynieśli butelki Coca Coli i kazali nam na nich siadać. Powiedzieli, że jeśli tego nie zrobimy, to sami nas na nie nabiją… Wszystkich. I chłopców i dziewczyny.

Po tej opowieści już nic nie jest takie samo

Głos jej się załamuje i na chwilę zapada cisza. Czuję, jakby mój mózg pulsował. Mam wrażenie, że nie przetwarzam jej słów, że się duszę, że chcę uciec. Nie wiem co powiedzieć, jak zareagować. Ledwo widzę przez łzy, które ściekają mi po policzkach. Otępienie powoli mija i uświadamiam sobie, że wbijałam paznokcie w dłoń tak mocno, że aż krwawi. Po chwili odzywa się ponownie.

Nie wiem, ile to trwało, wypuścili nas, gdy było ciemno. W panice zakładaliśmy na siebie ubrania i uciekaliśmy, a oni się śmiali. To nawet nie swoją melhfę założyłam. Chciałam jak najszybciej się oddalić, ale nie wiedziałam co robić. Czy iść do szpitala, czy kogoś powiadomić, czy się poskarżyć… Ale przecież to policja, nikt by im nic nie zrobił. Inni też nie wiedzieli… Niektórzy płakali, inni biegli do domu. Jedna dziewczyna leżała na ziemi i musiałyśmy ją nieść. Nie potrafiła powiedzieć gdzie mieszka, ale my się wszyscy znamy, więc ktoś zadzwonił do jej kuzynki.

Gdy wróciłam do siebie, usłyszałam o tym, co wydarzyło się w Gdeim Izik. Nie wiedziałam, czy moja rodzina żyje, to co działo się wtedy w Laayoune było niewyobrażalne. Ludzie rozbili namioty na pustyni, nikomu nic nie robili, a policja na nich napadła. Zginęło kilku policjantów i teraz mścili się na wszystkich Sahrawi, których tylko mogli dopaść. A my nie mogliśmy zrobić nic, rozumiesz? Nic. Nie możemy przecież donieść policji na policję. Tak wygląda nasze życie i nam już czasami brakuje łez, ale co mamy zrobić?

Obserwuję twarz Yasmine, ale ciężko z niej cokolwiek wyczytać. Ból, rezygnacja, przebłyski złości. Wszystko to ulotne i ciężko zgadnąć, co tak naprawdę myśli. Wydaje się zmęczona tą opowieścią, a równocześnie bije od niej zaciekłość i ogromna siła kobiety, której nie udało się złamać.

Obok przechodzi dwóch policjantów, a we mnie wzbiera wściekłość, że ludzie, którzy robią takie rzeczy, chodzą wolno. Po tym, co usłyszałam, już nigdy nie będę umiała przejść obojętnie wobec tego, jak traktowani są Saharyjczycy lub zignorować niedorzecznego stwierdzenia, że Sahara jest marokańska. W tej jednej chwili zdecydowałam, że gdy tylko wyjadę z Sahary, będę głośno mówiła o niesprawiedliwościach dotykających Sahrawi.