Dlaczego nie udzielam porad związkowych?
Odkąd powstał blog “Polka na pustyni”, na którym opowiadam częściowo także o moim związku z Arabem i muzułmaninem, regularnie dostaję wiadomości z prośbą o radę. I regularnie zbywam je tą samą, zwięzłą wiadomością, w której odmawiam jakichkolwiek dyskusji.
Przeraża mnie, jak wiele osób trafia na tego bloga po takich hasłach jak: jaki jest mężczyzna z Algierii, czy jak muzułmanie traktują Polki?
A jaki jest mężczyzna z Polski? Jak Polacy traktują Polki? Jeśli nie potrafisz udzielić konkretnej odpowiedzi na te pytania, to dlaczego szukasz ich w kontekście innych narodowości?
Ten sam schemat
Zwykle są one bardzo podobne, schematyczne.
“Mam 45 lat i kilkunastoletnie dziecko. Poznałam przez Internet Algierczyka, który ma 28 lat. Mówi, że mu to nie przeszkadza, zapewnia, że chce ze mną być i mnie kocha. Chce, żebym przyjechała do Tunezji, żebyśmy się spotkali. Co mam zrobić?“
“Wiem, że pomyślisz, że to kolejna taka wiadomość, ale Faris jest inny. Kochamy się. Tylko problem jest taki, że jego rodzina mnie nie akceptuje i w Maroku nie mamy szans na życie. Jak mam go ściągnąć do Polski?“
“Boję się, że mój ukochany to wizowiec. Jest z Tunezji. A z drugiej strony poznałam przez Skype jego rodzinę. Wszyscy mnie akceptują, ciągle o mnie pytają. Gdyby był wizowcem, raczej by mnie ukrywał? Chcę się rozwieść z mężem i przeprowadzić do Szwecji, to właśnie tam Ahmed chciałby mieszkać. Mówi, że nie przeszkadza mu różnica wieku. On ma 21, a ja 37 lat. Co robić? Na co uważać?”
Bo on jest inny
W tych wiadomościach uderza mnie zawsze jedno – jak bardzo koncentrują się na nim. Tym egzotycznym księciu, który obiecuje bajkowe życie, uwodzi komplementami i ma być tak inny, niż nudni Polacy.
Inny to słowo klucz. Jest inny niż Polacy, ale też inny niż ci wszyscy pozostali Arabowie czy muzułmanie, o których się czyta. On nie jest wizowcem, jest inny. Nie zależy mu tylko na dostaniu się do Europy, jest inny. Nie ma dla niego znaczenia, że jestem o 25 lat starszą rozwódką z dwójką dzieci niemal w jego wieku – jest inny.
On tylko chce lepszego życia. Wszystko, na czym jemu zależy to ja i nasza miłość. Nie sądziłam, że można tak kochać. Nie ma dla niego znaczenia, jak wyglądam, ani jaka jest moja przeszłość.
I tak do znudzenia.
Więcej informacji o wizowcach znajdziesz tutaj
Czy kiedykolwiek zastanowiłaś się, czego Ty chcesz?
On. Jego kultura. Jego religia. Jego potrzeby. Jego zachcianki On. On. On. Dla niego wszystko. Co powinnam zrobić? Jak się zachować? Jak go nie urazić?
W tym momencie na język cisną mi się same wulgaryzmy. W niemałym osłupieniu zastanawiam się, czy Ty żyjesz po to, żeby zaspokajać jego potrzeby? Żeby dostosować siebie i całe swoje życie do niego? A gdzie w tym wszystkim jest miejsce na Ciebie, na spokój ducha?
Czy takie zachowanie jest normalne? Czy to wynika z kultury? Nie lubię, gdy coś robi, ale on mi mówi, że tam tak jest.
A jakie ma to znaczenie? Jeżeli nie odpowiada Ci czyjeś zachowanie, co takiego zmieni świadomość, czy wynika ono z jego cech charakteru, czy z uwarunkowań kulturowych? To nadal będzie to samo zachowanie, z którym czujesz się niekomfortowo.
Wcale nie chcesz mojej rady – chcesz potwierdzenia
Powiedzmy sobie szczerze – nie piszesz do mnie po to, żeby usłyszeć, co rzeczywiście myślę. A w 98% przypadków wywracam oczami i myślę to samo: kolejny wizowiec i kolejna naiwna.
Piszesz do mnie, żebym potwierdziła, że tak, on z pewnością jest inny. Że nie masz się czego obawiać. Jedź, bierz ślub na pierwszym spotkaniu, przelej mu wszystkie pieniądze. W końcu on jest inny. Nie szukasz prawdy. Gdzieś tam ją czujesz, skoro podświadomie wiesz, że coś chyba nie do końca gra i decydujesz się do mnie napisać.
Moja rada? Podążaj za instynktem, który każe Ci negować wszystko, co on powie – a jestem pewna, że ma odpowiedzi na każde pytanie. Najważniejsze jest jednak to, czy te pytania aby na pewno powinnaś zadawać jemu, a nie sobie?
Czasami warto się zatrzymać i przestać przekonywać samą siebie, a zamiast tego posłuchać siebie. Nie głosu, który łaknie miłości, akceptacji i ucieczki od samotności, a odrobiny rozsądku.
Czy związek na odległość w ogóle ma sens? Przeczytaj o moich doświadczeniach tutaj
Nie będę brała odpowiedzialności za Twoje życiowe decyzje
Nie znam ani Ciebie, ani jego. Nie znam kontekstu, nie znam sytuacji. I nie chcę znać, bo nie zamierzam nikomu niczego sugerować i częściowo ponosić odpowiedzialności za to, co może się wydarzyć. To Twoje życie. Ty będziesz musiała zmagać się z konsekwencjami swoich wyborów, nie ja.
To Ty musisz podjąć decyzję. I gdy będziesz to robić, poważnie przemyśl, czy jeżeli masz co do kogoś obawy i nie ufasz mu w pełni, rzeczywiście warto go wpuszczać do swojego życia?