Lifestyle

Tęsknota na emigracji

Nie śmiejcie się, ale dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że jestem emigrantką

Emigracja zawsze kojarzyła mi się z wyjazdami za chlebem. Gdy byłam młodsza, nie znałam wielu osób, które wyjechały za granicę z powodów innych, niż finansowe. Ba, właściwie, wtedy, nie znałam ani jednej takiej osoby. Z moich okolic za granicę wyjeżdżało się w poszukiwaniu lepszego życia, jednak tylko w kontekście materialnym. Cokolwiek innego byłoby uważane za fanaberię – pragmatyzm ponad wszystko. Dom to dom i nawet wyprowadzka do innego miasta była akceptowalna tylko wtedy, gdy chodziło o lepsze możliwości.

O ile fakt, że przeniosłam się do Warszawy, został przyjęty ze zrozumieniem, o tyle wyjazd do Afryki już niekoniecznie. Wiązało się to przecież ze zmianą, w mniemaniu większości, na gorsze. W dodatku dla bzdetów takich jak „poszukiwanie swojego miejsca na ziemi” i „miłość”. W końcu nasze miejsce jest tam, gdzie się wychowaliśmy, a miłość też można znaleźć w okolicy… Wniosek był jeden – poprzewracało mi się w głowie.

Zwyczajnie nie pasowała do mnie definicja emigracji, którą sama sobie wykreowałam. Nie czułam, że opuszczam dom, tylko że jadę w miejsce, w którym będę sobie mogła stworzyć dom. Wyjeżdżałam spełniać marzenia, odkrywać nowe miejsca, poznawać inne kultury. Fakt, że był to wyjazd na stałe, że była to przeprowadzka do innego kraju, zupełnie nie kojarzył mi się z emigracją, o której tak wiele się mówi.

Tęsknota z pewnością ma inny wymiar zależnie od tego, czy wyjeżdżamy w poszukiwaniu szczęścia, czy w poszukiwaniu pieniędzy

I wszystko zależy od tego, czy znajdujemy to, po co wyjechaliśmy. W jakim stopniu czujemy się usatysfakcjonowani, czy potrafimy przestawić się na życie w nieco innej rzeczywistości.

W Polsce przyzwyczajona byłam do zupełnie innego stylu życia, innych możliwości, nieco innej codzienności. Mimo tego, że w Tunisie nie było mi źle, że pod wieloma względami czułam się tam lepiej, to mimo wszystko tęskniłam. Tęskniłam za tym, do czego przywykłam. Za swobodą porozumiewania się, za łatwością, z jaką sama mogłam wszystko załatwić i zorganizować. W Polsce wszystko przychodziło mi naturalnie i bez wysiłku. Tęskniłam za tym, że wiedziałam, gdzie mogę kupić to, czego potrzebuję, za tym, że bez problemu mogłam odnaleźć lekarza czy salon kosmetyczny, który będzie mi odpowiadał.

Na emigracji zaczyna się dostrzegać to, co niegdyś było tak domyślne, że nawet tego nie zauważaliśmy. Czasami tęsknię za Warszawą, za moim poprzednim życiem, za łatwym dostępem do wszystkiego, co lubię i czego potrzebuję. I to wcale nie oznacza, że jest mi źle. Kołderka zawsze będzie z jednej strony za krótka, szczególnie gdy żyje się na pograniczu kultur, gdy nigdzie nie jest się w pełni u siebie. Czasami brakuje mi przesiadywania z książką w kawiarni, spacerów po parku, wypadów do kosmetyczki i siłowni otwartej całą dobę. Brakuje mi łatwości, z jaką mogłam prowadzić tryb życia, do którego tak szybko przywykłam. Chciałabym po prostu móc włączyć laptopa, zamówić indyjskie jedzenie i opatulona w miękki koc pisać ten wpis na balkonie, przy podmuchach rześkiego, wiosennego powietrza.

Ostatnio z coraz większą nostalgią przeglądam zdjęcia i pogrążam się we wspomnieniach

To najdłuższy czas, jaki spędzam na emigracji – mija szesnasty miesiąc, odkąd wróciłam z Polski. To już niemal półtora roku. Coraz częstsze wyjazdy do Hiszpanii pozwalają trochę odetchnąć i zaznać życia, którego mi brakuje, ale to nie to samo.

Dopada mnie tęsknota za domem – nie domem rodzinnym, a znanymi, ulubionymi miejscami. Dom to niekoniecznie miejsce, w którym się wychowaliśmy. Może być to także miejsce, które pokochaliśmy. Chciałabym przespacerować się znanymi uliczkami, odwiedzić miejsca, które były częścią mojej codzienności. Uwielbiam energię i atmosferę Warszawy, mimo że początkowo nienawidziłam tego miasta. Wydawało się wielkie, a równocześnie duszne, potwornie sztuczne i smutne wypełnione sztucznymi i smutnymi ludźmi.

Tak, jak nie spodziewałam się, że uda mi się pokochać pustynię, kiedyś byłam przekonana, że Warszawę będę nienawidzić już zawsze. Popadłam ze skrajności w skrajność. Od zniechęcenia do bezwarunkowego uwielbienia. Zarażam tą miłością ludzi z mojego otoczenia, którzy widząc naszą stolicę moimi oczami, utożsamiają ją z miejscem idealnym do życia. Marzą o Warszawie bardziej niż o Nowym Jorku i Londynie, będącymi tutaj przecież synonimem wszystkiego, co najlepsze. Pomimo tego, że dostrzegam w Polsce sporo wad, pomimo tego, że dużo bardziej praktyczne jest dla mnie mieszkanie gdzieś indziej, to Warszawa pozostaje w moim sercu.

Czasami trudno mi zdefiniować za czym właściwie tęsknię

Brakuje mi tego bliżej nieokreślonego „czegoś”. Sprawiedliwie muszę jednak przyznać, że podobnie czułam się w Polsce. Ten dziwny niedosyt, poczucie, że chcę więcej i inaczej, mimo że często nie wiem, co to tak naprawdę znaczy. Chyba zwyczajnie jestem niespokojnym duchem, który nie potrafi długo usiedzieć w jednym miejscu.

Tęsknię za smakami i zapachami. Tęsknię za ciepłym jesiennym słońcem i malowniczo opadającymi liśćmi. Brakuje mi rześkiej wiosny, podczas której świat budzi się do życia. Tęsknię za tym wszystkim, co z łatwością mogłabym znaleźć w zupełnie innym miejscu, ale to jednak kontekst ma znaczenie.

Internet zmniejsza dystans w stosunku do tych, którzy są daleko

Często dostaję pytania o ty, czy nie tęsknię za rodziną. Nie tęsknię. Mieszkałam z dala od nich już na kilka lat przed wyprowadzką do Afryki, pozostawaliśmy w kontakcie internetowym. W naszych relacjach nie zmieniło się praktycznie nic, bo tak samo dzwoniliśmy do siebie, gdy mieszkałam w innym mieście i tak samo dzwonimy, teraz gdy mieszkam na innym kontynencie.

Mam wrażenie, że odległość zbliża. W relacjach z bliskimi pojawia się więcej tego, co pozytywne a mniej jest miejsca na wszelakie negatywy. Nie ma znużenia i przesytu codziennymi kontaktami.

Im bardziej tęsknię, tym bardziej doceniam to, co mam

Z jednej strony brakuje mi tak wielu rzeczy, do których przywykłam… A z drugiej otrzymałam w zamian znacznie więcej. To ogromny przywilej odkrywać miejsca, o których wcześniej nawet nie słyszałam. Poznawanie nowych kultur, fascynujących tradycji i cudownych ludzi wynagradza to, co zostawiłam sa sobą.

Tęsknota uświadamia mi, jak bardzo nie doceniałam tego, co niegdyś miałam. To wspaniałe przypomnienie, aby cieszyć się każdą chwilą, bo kiedyś zapewne zatęsknię za tym, co teraz jest moją codziennością.