Książki,  Sahara Zachodnia

Spełniam marzenie i piszę książkę!

Chciałabym móc powiedzieć, że od zawsze lubiłam pisać. W rzeczywistości odkryłam to w sobie w liceum, zupełnie przypadkiem. I nie, nie ze względu na oceny czy opinię polonistki – ta nie mogła chyba być o mnie i moim pisaniu gorsza. Zaczęłam przelewać swoje przemyślenia na bloga, wtedy jeszcze w ramach platformy onet.pl. Moje teksty pojawiały się na głównej stronie Onetu, a z wypracowań dostawałam ledwie tróje i czwóry. Zapragnęłam być dziennikarką i nawet planowałam studia w tym kierunku, choć życie potoczyło się inaczej.

Z perspektywy czasu wcale się nie dziwię, że praca w korpo była dla mnie katorgą, która szybko doprowadziła do wypalenia zawodowego. Kochałam wszystkie komunikacyjne wyzwania, uwielbiałam przygotowywać prezentacje, ale wszelkie kwestie związane z zagadnieniami finansowymi były torturą.

Powoli dojrzewałam do powrotu do bloga

Gdy pracowałam, zarzuciłam pisanie. Kompletnie straciłam do tego serce. Ta myśl wracała jednak przy pisaniu prac dyplomowych. Pierwsza, licencjacka, dała mi ogrom satysfakcji i pochwał ze strony promotora i recenzenta. Nie zwrócono mi nawet egzemplarza, który miał do mnie trafić, bo recenzent zapytał, czy nie miałabym nic przeciwko, gdyby „zostawił go sobie do dalszych badań”. Jasne, że nie miałam. Byłam oszołomiona z radości.

Pisanie jako Polka na pustyni przyszło naturalnie, gdy zamieszkałam w Saharze Zachodniej i trudno było mi sobie poradzić z otaczającą rzeczywistością i zmianami, które nastąpiły w moim życiu. Pisząc, oswajałam swoje otoczenie. Zaczynałam je lepiej rozumieć i dzieliłam się z innymi światem, który był tak odległy i egzotyczny. Początkowo z brakiem pewności siebie, szukając potwierdzenia u innych, że robię to dobrze, a z czasem nabierając przekonania, że potrafię. Nie robię tego perfekcyjnie, wiele mi brakuje, ale przychodzi mi to dość naturalnie.

Przede wszystkim jednak pisanie dawało mi radość i satysfakcję.

Chciałabym móc utrzymać się z pisania

Blog, niegdyś Facebook, teraz Instagram. Ogrom czasu, energii, a także wiedzy, które w to wkładam. Jestem w bardzo komfortowej i uprzywilejowanej sytuacji, gdzie aktualnie nie muszę się martwić pieniędzmi, a pracować mogę, gdybym tylko chciała. Jednak tym, czego chcę, jest pisanie. Przybliżanie i oswajanie muzułmańskiego świata. Edukowanie na temat Sahary Zachodniej. Dzielenie się swoimi przemyśleniami i uczenie od innych, poznawanie ich perspektywy i czerpanie garściami z możliwości, jakie daje nam tak powszechny i łatwy dostęp do wiedzy.

Jest we mnie coś, co chce więcej i ambitniej. Coś, co chce innego życia, niż wiodłam kiedyś, a nie jest usatysfakcjonowane z tym, które wiodę teraz. Coś, co budzi się i wraca do życia po dwóch latach terapii i walki z depresją i zespołem stresu pourazowego.

Chyba pierwszy raz w życiu, mają 31 lat, zaczynam widzieć kierunek, w którym chciałabym pójść. Chciałabym nadal tutaj być, chciałabym robić to, co teraz, tylko więcej i lepiej. Chciałabym też, żeby energia i praca, które w to wkładam, przekładały się na gratyfikacje finansowe. Ilekroć myślę o tym, jak wiele dało mi prowadzenie tego bloga i wszystkie osoby, które go czytają, czuję się tak niesamowicie wdzięczna za przywilej dzielenia się częścią swojego świata i ten niewielki talent do pisania, który posiadam.

Książka była marzeniem, którego istnienia nie byłam świadoma

Gdyby ktoś zapytał mnie lata temu, czy chciałabym napisać książkę, powiedziałabym, że pewnie tak, tylko w sumie o czym i jakim cudem? Zostanie autorką książki było czymś mglistym i niedostępnym. Tak bardzo abstrakcyjnym, że nie ośmieliłabym się o tym nawet marzyć.

Pisałam bloga, prowadziłam media społecznościowe – i tyle. Fakt, że istnieje grupa osób, które przeznaczają czas na czytanie tego, co mam do powiedzenia, był dla mnie czymś niesamowitym samym w sobie. Do tej pory cieszę się z każdej kolejnej osoby, która dołącza do grona obserwujących i czytających.

Jednak książka? Z czasem ta myśl kiełkowała i dojrzewała, jednak nie byłam wcale bliższa jej realizacji. Gdy pojawiła się pierwsza propozycja ze strony wydawnictwa, przez chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami i zaczęło dzwonić mi w uszach. Gdy dotarło do mnie znaczenie tych słów, ogarnęła mnie niewypowiedziana radość. Mam napisać książkę! Kilkaset stron moich słów, które zostaną wydrukowane i będą sprzedawane w księgarniach!

Nie tak szybko!

Szybko okazało się, że propozycja napisania książki jest luźna i niezobowiązująca. To raczej zainteresowanie ze strony wydawnictwa, które jest skłonne rozważyć mnie jako potencjalną autorkę, zapoznać się z moim pomysłem i zainwestować czas i środki w jego realizację.

Teraz była moja kolej. Miałam udowodnić, że to, o czym chcę pisać, warte jest wydania, a ja sama sprawdzę się w roli autorki. Tak zaczął powstawać konspekt książki, który nieco przypomina rozbudowany plan pracy dyplomowej. Tyle tylko, że punkty muszą być opisane, żeby było wiadomo, co takiego chcę przekazać, o czym będę pisać. Nie napisałabym konspektu bez wsparcia Karoliny Bednarz, autorki „Kwiatów w Pudełku” i właścicielki wydawnictwa i księgarni Tajfuny. Karolina – dziękuję!

Rozmawiałam z trzema wydawnictwami, a finalnie konspekt trafił do dwóch i w obydwu został zaakceptowany. Po długich namysłach i dyskusjach z Karoliną i kilkoma innymi osobami, zdecydowałam się na wydanie książki w Wydawnictwie Poznańskim, z którym już wielokrotnie współpracowałam, które doskonale znam i cenię.

Od pomysłu do produktu, czyli długa droga do wydania książki

Ekscytacja nie pozwoliła mi trzymać informacji o pisaniu książki w tajemnicy, jednak proces wydawniczy okazuje się dłuższy i ciekawszy, niż jako laiczka sądziłam. W moim przypadku początek dało mu spotkanie z redaktorem, który będzie mi towarzyszył w pisaniu. Samo pisanie, jak mi mówiono, może trwać nawet 2 lata. Choć bez obaw – w planie mam oddać książkę nieco szybciej.

A o czym będzie moja książka? Dokładnie o tym, o czym jest ten blog – o pustyni.