Lifestyle

Jak spędzam samotne dni w lockdownie?

Od marca 2020 mamy we Francji i w Szwajcarii, na pograniczu których mieszkam, mniejsze lub większe restrykcje. Zaliczyliśmy dwa lockdowny we Francji, kiedy nie wolno było wyjść z domu bez specjalnego zaświadczenia. Jestem typową domatorką, która najlepiej czuje się z dobrą książką na kanapie, więc początkowo nie było to dla mnie wyjątkowym wyzwaniem. Mimo wszystko pojawiły się w moim życiu zmiany. Jedną z nich była ciągła obecność męża, który już niemal rok pracuje zdalnie.

W czasie lockdownu doceniłam, że mam kogoś u swojego boku

Bycie razem 24/7 okazało się łatwiejsze, niż początkowo sądziliśmy. Co więcej, mimo że zawsze bardzo lubiłam być sama, przyzwyczaiłam się do obecności męża. W świecie, który nagle stał się straszny i nieprzyjazny, znacznie raźniej było mieć u boku bliską osobę. Dlatego właśnie, gdy mój mąż został tymczasowo oddelegowany do pracy w innym kraju, gdzie miał spędzić przynajmniej 2 miesiące, byłam mocno przestraszona. Właśnie rozpoczynał się drugi lockdown, a ja miałam zostać sama z kotem w obcym kraju.

Gdy jest się we dwoje, znacznie łatwiej przetrwać i się zorganizować. Jedno motywuje drugie, naturalnie wykształca się rytm dnia, są codzienne obowiązki. Zostając sama wiedziałam, że nie będę miała nic takiego. Nie pracuję zawodowo, więc obowiązki związane z pracą odpadały. Dla siebie niespecjalnie chce mi się gotować, stawiam na prostotę, więc i tu nie ma zbyt wiele do zrobienia. Sytuację nieco ratuje kot, dla którego wiedziałam, że faktycznie będę musiała wstać.

Tych kilka tygodni jawiło mi się jako wyjątkowo długich i trudno było mi się pogodzić z perspektywą bycia samej. Na szczęście każdorazowo uświadamiam sobie, że jestem silniejsza, niż mi się wydawało i przełączam się w tryb zadaniowy. Wiedziałam, że muszę sobie dać radę. Pozostawało jedynie pytanie, jak to zrobić?

Rutyna to podstawa

Przez ponad 1,5 roku leczę się na depresję i obawiałam się epizodu depresyjnego, gdy będę sama. Postanowiłam więc jeszcze aktywniej wdrożyć w życie to, co pomagało mi w trudnych chwilach – rutynę.

Rutyna kojarzy nam się z nudą, jednak chodzi przede wszystkim o usystematyzowany rytm dnia. Wstawanie o podobnej porze, pościelenie łóżka, wzięcie prysznica, przebranie się z piżam i rozpoczęcie dnia. Jednakowe poranki to dla mnie świetny wstęp do dalszych działań. Czuję się produktywna i mam wrażenie, że już coś udało się zrobić – pozostaje tylko to kontynuować.

Ruch i wychodzenie z domu

Łatwo jest zasiedzieć się w domu. Szczególnie gdy się to lubi, tak jak ja i szczególnie gdy trwa lockdown, wszystko jest pozamykane, a zakupy i jedzenie można zamówić przez internet. Zasadą numer dwa w mojej terapii depresji było codzienne wychodzenie z domu i ruch. Mogło to być wyjście do sklepu albo chociaż wyrzucić śmieci. Świetnie, jeśli był to spacer. Czasami nie byłam w stanie robić tego codziennie, to po prostu nie moja bajka. Starałam się jednak każdego dnia zrobić coś dobrego dla mojego ciała – rozciąganie i joga są świetnymi opcjami.

Koteł

Mój kot, znany na Instagramie jako Koteł, odegrał ogromną rolę tak podczas moich zmagań z depresją, jak i wtedy, gdy zostałam sama. Uwielbiam zwierzaki i potrafię całkiem poważnie z nimi rozmawiać, więc nie czułam się samotna. Ważniejsze było jednak to, że kociak wymuszał na mnie zachowanie rutyny. Gdy miałam gorszy poranek i nie chciało mi się wstawać, Koteł wskakiwał na łóżko i stanowczo domagał się posiłku. Konieczność dbania o ukochanego zwierzaka zdecydowanie napędza do działania.

Rośliny

Nie mam ręki do roślin i w domu stawiam na sztuczne kwiaty. W czasie lockdownu ogromną radość dawała mi jednak duża donica na balkonie, w której rośnie róża. Codzienny obowiązek dbania o roślinę przerodził się w coś wyjątkowo pozytywnego, gdy obserwowałam pojawiające się pączki i pierwsze kwiaty.

Kontakt z bliskimi

Lubię być sama ze sobą, jednak zupełnie naturalnie tęskniłam za mężem, z którym rozmawiałam każdego dnia. W tym trudnym okresie jeszcze bardziej zadbałam jednak o kontakty z rodzicami, siostrą i koleżankami. Wzajemne wspieranie się, czy też po prostu możliwość wygadania się i ponarzekania były bezcenne.

Dobry sen

Gdy PTSD uderzyło we mnie z całą siłą, pojawiła się bezsenność. Nałożyła się ona na cały stres związany z pandemią i całkowicie rozregulowała moje życie. Leczenie i terapia przyniosły świetne efekty, jednak ostatecznie ważne stało się ich utrzymanie. Postawiłam na higienę snu, o której więcej przeczytasz na portalu emocje.pro – tutaj również rutyna okazała się kluczowa!

Szukając sposobów na radzenie sobie z problemami ze snem, trafiłam na kołdry obciążeniowe. Jako dziecko uwielbiałam spać pod ciężkimi pierzynami, które dawały mi poczucie bezpieczeństwa i wrażenie otulenia, więc postanowiłam spróbować. Skontaktowałam się z firmą Gravity Blankets, która szyje kołdry obciążeniowe w Polsce i dostałam egzemplarz do testów. Od tamtej pory jest to moja ulubiona kołdra, dzięki której szybciej zasypiam i mam wrażenie, że mniej się wybudzam. Mam największy egzemplarz w rozmiarze 150×220 – jest idealna do spania dla jednej osoby. We dwójkę można się nią przykryć podczas oglądania filmów, ale do spania dla pary się nie nadaje. Więcej informacji na stronie gravityblankets.pl

Projekt, czyli coś, do czego będę dążyć

W czasie lockdownu ogarniało mnie czasami poczucie beznadziejności. Właśnie wtedy zaczęło mi brakować pracy, mimo że zrezygnowałam z niej z radością. Podeszłam do tematu zadaniowo. W końcu fakt, że nie mam projektu przydzielonego z pracy, nie oznacza, że nie mogę mieć projektu związanego ze sobą. Postawiłam na rozwijanie umiejętności i spróbowanie czegoś nowego. Świetny do tego jest np. portal coursera.org na którym można znaleźć mnóstwo darmowych kursów online, a także zainwestować w certyfikat.

W ramach rutyny, którą w tym przypadku śmiało możemy nazwać systematycznością, uczyłam się także regularnie języka. Każdego dnia wykonywałam ćwiczenia z francuskiego w Duolingo. Co prawda nadal nie potrafię mówić, jednak zdecydowanie więcej rozumiem i wyłapuję kontekst.

Blog, czyli namiastka pracy

Bardzo lubię pisać i dzielić się swoim światem i przemyśleniami z Wami, osobami, które czytają i obserwują mnie na instagramie. Dotychczas podchodziłam do tematu nieco luźniej, jednak postanowiłam potraktować bloga w zbliżony sposób do pracy. Nie tylko pisać, kiedy mam ochotę, ale narzucić sobie trochę dyscypliny.

Pisanie ma też tę zaletę, że pozwala uporządkować myśli. Można pisać dla siebie, w notatniku i nikim się z tym nie dzielić. To świetny sposób na lepsze zrozumienie samej siebie. Kiedyś dostałam od terapeutki za zadanie zrobienie listy 100 pozytywnych rzeczy na swój temat, może spróbujesz?

Unikanie tego, co mnie obciąża

Moje odkrycie 2020 roku? Przyciski „unfollow”, „blokuj” i stanowcze wypowiadanie słowa „nie”. Jeżeli coś subiektywnie nie jest dla mnie dobre, całkowicie się od tego odcinam. To może być pozorna przyjaźń z toksyczną osobą, wzbudzający zazdrość profil na instagramie, czy bliska osoba stawiająca oczekiwania, z którymi nie czuję się komfortowo. Stawiam na siebie i zdrowy egoizm. Ostatecznie nie będę w stanie zadbać o innych, jeżeli będę wyczerpana emocjonalnie.

Odrobina przyjemności

Pobycie samej ze sobą jest świetnym doświadczeniem, szczególnie gdy przez dłuższy już czas mieszkałyśmy z partnerem czy partnerką. W związku są kompromisy i myślenie o komforcie drugiej osoby. Łatwo się w tym zatracić i zapomnieć o swojej przyjemności. Czas, gdy jestem sama, wykorzystuję na odkrywanie, co daje mi tę przyjemność, w różnych wymiarach. Nowe doznania, nowe smaki, zapachy i wiele innych. Przyjemność nie ma jednej definicji i nie warto jej ograniczać. Warto przede wszystkim odpuścić presję na wielkie rzeczy, bo przyjemnością mogą być czekoladki, zapachowy olejek do ciała, spacer, czy cokolwiek innego.

Zakupy i wspieranie biznesów

Z ogromnym żalem patrzę na kolejne biznesy, które zamykają się dookoła mnie. Restauracje, salony kosmetyczne i sklepy, których wnętrza pustoszeją, a kolejne osoby zaczynają się zmagać z coraz większymi problemami. Lubię nowe, ładne rzeczy i nie będę udawać, że jest inaczej. Tym razem moja frajda z zakupów ma jeszcze jeden, bardzo ważny wymiar – zapewnia realne wsparcie. Szczególnie gdy kupujemy lokalnie, u małych przedsiębiorców. Zestawienie takich sklepów znajdziesz tutaj.

Relaks

Potrafisz się zrelaksować? Bo ja nie. W głowie mam nieustanną gonitwę myśli, a każda chwila przerwy obarczona jest wyrzutami sumienia. Ciężko się tego oduczyć, ale nie tylko można, co przede wszystkim warto. Świeży umysł i odprężone ciało dodają energii i pomagają lepiej spać. Koją zmysły i pozwalają na chwilę wcisnąć pauzę, zatrzymać się i skupić na sobie, albo nie skupiać się na niczym.

Moje sposoby na relaks? Gorąca kąpiel, czasami połączona z oglądaniem serialu. Herbata w ulubionym kubku popijana na balkonie. Kilkanaście minut na macie do akupresury (mam Pranamat, recenzja tutaj). Świeczka zapachowa i dobra książka. Tulenie się z Kotełkiem.

Relaks nie musi ładnie wyglądać na instagramie, nie musi być spektakularny i wzbudzać zachwytów innych osób. Ma być nasz. Może być najprostszy. Moją koleżankę relaksuje gotowanie. Mnie jedzenie.

Puzzle

Kochałam puzzle jako dziecko i przypomniałam sobie o nich w wieku trzydziestu lat. A właściwie przypomniała mi Tooliepanna, od której dostałam całe pudło. Puzzle to taki fajny relaks poprzez skupienie. Pozwala zająć myśli, dłonie i pochłania długie godziny.

Terapia

Z terapii korzystam regularnie od 1,5 roku, jako element leczenia depresji, jednak już wcześniej spotykałam się z terapeutką, gdy po prostu czułam, że coś mnie przerasta. Strach, napięcie, poczucie osamotnienia i przytłoczenia to zdecydowanie powody, dla których warto zdecydować się na konsultację z psychoterapeutą. To najlepsza inwestycja w siebie, która pomaga wszystko sobie poukładać i dojść do ładu z samą sobą.

Książki

Chyba nikogo nie dziwi, że książki są częścią mojej codzienności – w końcu poświęciłam im całą zakładkę na blogu. Pomimo wszechobecnej presji na czytanie ambitnych pozycji, czasami warto odpuścić i wybrać coś lekkiego, co pozwoli przenieść się do zupełnie innego świata.

Seriale

Filmy mnie nie porywają, za to seriale uwielbiam. Przede wszystkim za to, że bardzo długo się nie kończą. Czasami przeszkadza mi cisza pustego mieszkania, której muzyka nie wypełni dostatecznie. Właśnie dlatego w niemal wszystkich obowiązkach domowych towarzyszą mi seriale. Często nie skupiam się na nich szczególnie, więc zdarza mi się wracać do tych, które już kiedyś widziałam.