Sahara Zachodnia

Laayoune, czyli moja ukochana pustynia

Tym, co uderza mnie najbardziej w krajach Afryki Północnej, są kontrasty. Luksus i bieda Kairu, francuskie wpływy w Tunisie, nowoczesny i tradycyjny Marrakesz. To wyjątkowe miejsca, które często wyglądają zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażamy. Część z nich oferuje tak wiele, że nawet nawykli do zachodniego stylu życia Europejczycy, z powodzeniem się tam odnajdą.

Życie w bańce

Mieszkałam w Tunisie przez pół roku, a uważam, że nie znam tamtejszych realiów. Życie w bańce uprzywilejowanej ekspatki, która porusza się tylko po wybranych dzielnicach i żyje życiem, które jest niedostępne dla przeciętnego Tunezyjczyka. Kompletnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo moja codzienność jest oderwana od rzeczywistości.

Zderzenie z rzeczywistością

Przeprowadzka do Laayoune, stolicy okupowanej Sahary Zachodniej, była dla mnie brutalnym doświadczeniem. Niewielkie miasto otoczone pustynią. Najbliższa cywilizacja w promieniu 45-minutowego lotu. Brak turystów. Kilka restauracji, McDonald’s, do którego nie każdy może wejść. Największy supermarket w najlepszym razie można porównać do lokalnego marketu w niewielkim, polskim mieście. Salony kosmetyczne, które w niczym nie przypominają tych, które znamy. Hermetycznie i swojsko, bardzo lokalnie. Pustynnie. Gorąco. Życie w Saharze Zachodniej tak właśnie wygląda.

Miasto, a jednak tchnie prowincją. Brak jest tutaj ruchu, brak pośpiechu. Tutejsza codzienność jest dla mnie nadal niezrozumiała, a właściwie nie do pomyślenia. Widzę przebłyski rzeczywistości, z którą zmagają się tubylcy. Bieda. Każdy dzień, jest walką o przetrwanie, które tutaj nabiera zupełnie innej definicji, bo niejednokrotnie nie oznacza nawet napełnienia żołądka. To, co zwykłam nazywać biedą w Polsce, tutaj stanowi szczyt marzeń sporej grupy społeczeństwa.

Uprzywilejowane życie garstki osób

Szara rzeczywistość zderza się z realiami niewielkiej grupy osób, które mogą pozwolić sobie na wygodne życie, praktycznie nieodbiegające od standardów europejskich.

Życie, które w dużej mierze toczy się za murami drogich willi, czy ścianami budynków mieszczących mieszkania, których koszt utrzymania kilkakrotnie przewyższa średnią pensję większości mieszkańców. Wewnątrz restauracji, do których wejścia strzeże ochrona, można rozkoszować się przepysznym sokiem z lokalnych pomarańczy, mając pewność, że żaden nieproszony gość nie zmąci naszego spokoju.

Obserwuję, zazwyczaj z zacisza mojego domu, to co dzieje się na zewnątrz. Mężczyzna pcha wózek z owocami i głośno nawołuje do ich zakupu. Do okolicznego sklepu dostarczany jest właśnie chleb, który, niezapakowany, został przywieziony na motorze i gołymi rękami wykładany jest na półki. Kobieta w tutejszym tradycyjnym zwiewnym stroju siedzi na krawężniku i oczekuje na autobus. Obok spaceruje małżeństwo z córką, którą oboje trzymają za ręce i która nieustannie się śmieje.

Nauczyłam się kochać miejsce, które kiedyś nienawidziłam

Gdy przyjechałam do Sahary Zachodniej, chciałam czym prędzej uciekać. Nie chciałam być częścią takiej rzeczywistości, nie wyobrażałam sobie tutaj swojego życia. Mijały dni i tygodnie, a ja coraz bardziej oswajałam widoki, które wcześniej wywoływały we mnie łzy i bunt. Pokochałam ludzi, którzy niegdyś byli jedynie egzotycznymi postaciami, a niektórzy z nich stali się moją rodziną.

Lubię tutaj być, mimo że nie zawsze jest łatwo i nie wszystko jest powszechnie dostępne. Lubię wypady na pustynię i wieczorne parzenie herbaty na plaży, przy szumie fal. Lubię plotkować z moją przyjaciółką i spędzać czas u niej w domu, mimo że jest tak różny od mojego. Najbardziej jednak lubię wieczory, gdy można odetchnąć od prażącego słońca, a powietrze wypełniają radosne okrzyki dzieciaków, które godzinami bawią się na okolicznym placu. Dzieciństwo w takim miejscu, mimo że bez wątpienia pełne trosk i wcale nie łatwe, ma niesamowity urok.

Kiedyś nie lubiłam tego miejsca i odliczałam dni do wyjazdu. Nie jest to miejsce, w którym chciałabym zamieszkać na stałe, bo doskonale zdaję sobie sprawę z jego ograniczeń. Staram się jednak obrócić to doświadczenie w coś pozytywnego i ubogacającego, nauczyć się doceniać życie i wszystko to, co mam.